I świat zniknął


   — Kocham cię.
   — Wiem — wyszeptała cicho.
   — Pamiętaj o tym, nawet gdyby świat miał zniknąć.
   Słowa wypowiadane z ust ukochanego jeszcze nigdy nie brzmiały tak gorzko. Tysiące wspomnień i postaci przewijało się przez głowę Megan. Gorycz serca mieszała się z narastającymi wątpliwościami; dobrze wiedziała, że już nigdy nie ujrzy twarzy ukochanego. Mimo to rozumiała, jaką rolę mieli odegrać w tym spektaklu. Była pewna, że postąpili dobrze, walcząc z resztą świata. Rewolucja wisiała w powietrzu od lat, ale to im przyszedł zaszczyt zapalenia lontu. Eksplozja miała już raz na zawsze zmienić życie obywateli, ale także i bieg historii. Z każdym uderzeniem serca, czuła lodowaty oddech przeznaczenia na karku.
   Samotna łza przedarła się przez blady policzek dziewczyny. W tej małej kropelce zawarta była esencja największego bólu, jaki może nawiedzić człowieka: jest to świadomość, że najbliższa osoba za chwilę zniknie z tego świata. Nie chciała go wypuścić z ramion. Trzymała go niemal tak mocno, jak ukochaną przytulankę w dzieciństwie.
   Mgła powoli zaczynała rozwiewać się w powietrzu, ukazując piękny wschód słońca, wielkie szklane budowle zapierały dech w piersiach, a odbijające się promienie tworzyły mozaiki kolorów. Choć tego jesiennego poranka każdy obywatel wolałby pozostać w domu, większość musiała ruszyć do pracy, żeby zasilać potężną machinę, jaką była gospodarka. Niska płaca i wyzysk sprawiły, że każdy, kto wypadł z narzuconego przez państwo obiegu, miał dwie drogi. Eutanazję albo wygnanie do slumsów. Nie było zasiłków, nie istniały programy socjalne. Bezduszna maszyna wysysała z ludzi tyle, ile tylko mogła, nie licząc się z ofiarami. Rząd twierdził, że poświęcenia są potrzebne w każdej drodze do potęgi. Jednak ludzie twierdzili inaczej.
   Ostatni raz złączyli swoje usta, czule przytulając się przy tym. Następnie mężczyzna odszedł, a dziewczyna zajęła pozycję snajperską. Niebo powoli łagodniało, a lazur pożegnał wszystkie chmury. Spoglądając przez lunetę nagle zamarła pod ciężarem narastających wątpliwości. A co jeśli się nie uda? Jeśli chybi? Jeśli pozwoli zginąć swojemu kochankowi za szybko? Wiele zależało od powodzenia tej misji. Podziemne laboratorium było ważnym ośrodkiem badawczym rządu. Gdyby udało się je zniszczyć, zyskaliby czas na rozpętanie prawdziwej wojny domowej. Jednak jeśli coś by poszło nie tak, mogliby ich złapać, podaliby im Prawdomównik i rewolucja spaliłaby się własnym ogniem. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że tak wiele zależało od tak małych. Kiedyś już zmarnowała podobną szansę, z drugiej porażki nie udałoby jej się wyplątać. Kolejny raz czuła ciemność w sercu; nadciągający huragan.
   Przez chwilę miała ochotę uciec, zaszyć się gdzieś daleko i więcej nie spoglądać na ten świat. Taka myśl pojawiała się zawsze, gdy miała do zrobienia coś ważnego. Nie potrafiła wziąć bezpośredniej odpowiedzialności, bo jej wewnętrzne dziecko wciąż gało w chowanego ze zdrowym rozsądkiem.  Jednak nie mogła już zawrócić. Zaszli zbyt daleko; zbyt wiele stracili Z zamyśleń wyrwał ją sygnał gotowości, niechętnie odebrała telefon. Zielone światło. Mogli zaczynać. Dziewczyna poprawia szybko kasztanowe włosy i zaczęła celować w stronę drzwi banku. Kto by się spodziewał, że w jego piwnicach ukryte jest centrum badań nad uzyskiwaniem z ludzi substancji dającej klucz do nieśmiertelności. Przez chwilę obserwowała małą złotowłosą dziewczynkę, bawiącą się swoim misiem. Skakała ze schodka na schodek. Gdzie podziała się jej matka? Megan przypomniało się, jak kilka lat temu też była w podobnej sytuacji. Stała sama w środku pulsującego miasta. Nie miała dokąd się udać ani do kogo się zwrócić. Ściskała jedynie swoje marzenia o zmienieniu świata równie mocno, co złotowłosa swojego misia. Chwile później mała wbiegła do banku, a snajper poprawił się na pozycji i skupił na zadaniu. Marcus przeszedł przez szklane drzwi. Pracownica banku powitała go serdecznym uśmiechem. Tego dnia nie wyglądał na zmęczonego. Promieniał aurą pewności siebie i dziwnej jak dla Megan, euforii. Podejrzewała, że nie chciał odejść tak jak każdy, skulony i zaszczuty strachem przed nieznanym. I właśnie za tę odwagę go kochała. Chwile później beznamiętnie odpowiedział coś kobiecie, wyciągając broń. Celował pracownicy łopatkę, kierując się w głąb budynku. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, dopóki jeden ze strażników nie zauważył całej akcji. Padł pierwszy strzał. Nie było czasu na zastanawianie się. Megan musiała zrobić wszystko, żeby ukochany dotarł do celu. W tej jednej sekundzie serce młodej dziewczyny zaczęło bić nienaturalnie szybko i niepewnie, całkiem, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi. Zabijała już nie raz, ale nigdy to morderstwo nie decydowało o tak wielkich rzeczach. Niepewność trzymała ją lodowatym uściskiem za kark. To, co musiała zrobić, przeczyło wszelkim zasadom, którymi kierowała się w życiu; zabić w imię większego dobra; zabić, by uratować.
   Seria kul z karabinu snajperskiego przeszyła szyby banku, raniąc, a ostatecznie zabijając siedmiu ochroniarzy. Ich martwe ciała z głuchym łoskotem spadły na śnieżnobiałe kafelki zalewając je szkarłatem. Większość ludzi położyła się na ziemi, myśląc, że to napad. Niektórzy uciekli w głąb budynku, jednak nikt nie odważył się przejść przez oszklone drzwi. Teraz zostało jedynie czekać, pomyślała dziewczyna, jednak to czekanie zabijało ją brutalniej niż ona ochroniarzy. Sekunda za sekundą cierpiała coraz bardziej, aż wreszcie dostała wiadomość na swój telefon, która niemal pozbawiła ją przytomności. Świat spowił mrok, który zwiastował nadejście huraganu. Wiedziała, że to ostatnia wiadomość, jaką od niego dostała, więc bez zastanowienia schowała telefon w głąb kieszeni, nie chcąc znać jej treści. Zresztą, co mógłby napisać? Że jest mu przykro, że źle zrobili? Oboje wiedzieli, że takie gadanie mija się z prawdą. Walczyli dobrowolnie i byli gotowi złożyć ostateczną ofiarę. W każdym razie jej mężczyzna był gotów. Ona wmawiała to sobie przed snem jak mantrę. Lubiła myśleć, że dzięki rebelianckiej działalności, kiedyś przyjdzie im żyć w wolnym kraju. Nagle całe miasto wstrzymało oddech. Najpierw poczuła eksplozje, zobaczyła ścianę popiołu i palących się ludzi, a później jej świat zniknął. 
   Gdzieś w środku banku wybucha bomba, fundamenty zostały rozsadzone przez ogromną siłę, a cały budynek na początku eksplodował popiołem, by następnie przewrócić się, niszcząc pobliską ulicę. Kolejny raz ginęły dziesiątki ludzi, zniewolonych i nieświadomych, że zostali zabici w imię idei, w imię wolności, którą utracili. Kurz wzbił się, mieszając z popiołem i gruzem, krzyki ludzi przelewają się z kolejnymi eksplozjami wewnątrz zawalonego budynku, podziemne laboratorium stało się pułapką dla pracowników i więźniów. Choć to wszystko wygląda na zamach, jest swego rodzaju manifest, krzyk desperacji i buntu wobec niczego nieświadomego społeczeństwa. Jest niczym innym jak tylko, dobrą miną do złej gry.
   Daleko ponad zgiełk miasta wzbiły się wycia syren strażackich. Dźwięk powoli łączył się w jeden wielki ryk zranionego zwierzęcia. Z dachu dziewczyna dostrzega małą, dziecięcą rączkę wciąż mocno trzymającą urwaną głowę misia. Reszta ciała połączyła się z wiecznością gdzieś na etapie molekuł. Megan nie mogła jej współczuć, wierzyła, że każdy obywatel musi się w jakiś sposób poświęcić. To był jej nieświadomy dar. Swoista zapłata za życie w niewiedzy. Ciała tych, którzy stali dalej od wejścia, walały się po resztkach z kostki brukowej na zewnątrz. Porozsadzane organy pozostawiały po sobie krwawe ślady. Dziewczyna pomyślała, że jeśli szybko nie usuną tych wszystkich zwłok, fetor wydobywający się z nich, skutecznie zablokuje tę część miasta. Zatraciła siebie. Przestała już całkowicie myśleć jak człowiek. Jej jedynym celem stała się zemsta. Najpierw na dyktatorze, a zaraz później na rebeliantach, którzy nie szczędzą wszelkich środków na przejęcie władzy. Mimo, że prowizorycznie wypruli ją z emocji, to czuła się zdradzona przez rebeliantów, była sama po swojej stronie barykady. Z furią podpaliła plastikową broń i zbiegła z budynku wprost na zatłoczone uliczki pełne przerażonych ludzi. Założyła ciemny kaptur i stała się jedną z nich. Niedoścignionym widmem. Anonimową twarzą.
   Wiedziała, na co się pisała, znała cenę, jednak mimo to nie mogła sobie wybaczyć, że jej miłość zdetonowała się w środku. Jak mogła na to pozwolić? Puste pytanie. Mogła i dobrze wie, że nie było innego wyboru. Chociaż trwanie z tym, co zrobiła, będzie raczej przypominało życie pustelnika, wiecznie spragnionego i samotnego, to było ono lepsze, niż te, które zostawiła w swoich nocnych koszmarach. Mechanicznym krokiem oddaliła się jak najdalej od epicentrum, po czym zastygła, gdy jej twarz pojawia się na ekranie telewizora w sklepie z elektroniką. Z daleka obserwowała krótki film stworzony przez nią i zwolenników Prawdy. Ta farsa była potrzebna do niebezpiecznej gry z reżimem. Wszystko, co miało się zdarzyć po zamachu, było już tylko zadawaniem sobie coraz głębszych ran. Nikt na tym nie korzystał. W pewnym momencie chodziło już tylko o całkowite zniszczenie drugiej strony. Jednak wtedy to właśnie Prawda zyskała chwilową przewagę.
   — Witaj Itanium. Witajcie obywatele. — mówiła powoli, siedząc na starym, spróchniałym krześle, ubrana w czarny strój bojowy. Wyglądała, jakby zaraz miała ruszyć na wojnę. — Dzisiejszy atak nie jest wcale przypadkowy. Bank, który został zmieciony z powierzchni ziemi, był jedynie przykrywką, dla tajnego laboratorium. Naukowcy przez lata poszukujący cząstki boskiej, tego małego pierwiastka, który napędza cały nasz wszechświat, zatracili granicę. Okazało się, że jest na wyciągnięciu ręki, tuż przed naszym nosem. Tym złotym graalem, kluczem otwierającym kod do nieśmiertelności jesteśmy my sami. Od kiedy wykonano pierwszy eksperyment, rozpoczęła się podziemna wojna o technologie wydobywania tego czynnika, jednak po tysiącach prób, okazało się, że nikt z tych, na których przeprowadzane były testy, nie przeżył: oto właśnie cena za nieśmiertelność — na ekranie przez chwilę pojawia się migawka niewielkiej broni z ciemnobeżową substancją. — Każdy strzał z tej dziwnej broni, oznacza morderstwo, a każde wstrzyknięcie sobie fiolki pozyskanej z człowieka, jest aktem bestialstwa i najohydniejszą zbrodnią ze wszystkich możliwych. Dlatego strzeż się zwykły obywatelu, od dziś już nic nie będzie takie jak przedtem. Nadciąga huragan, a schron jest zbyt daleko by się w nim schować. Nie daj się oszukać i mamić. Przygotuj się na walkę i zapamiętaj, tylko Prawda, prawdę ci powie —  Megan powtarza główne motto rebeliantów.
   Pojawia się symbol rewolucji, pięść zaciśnięta na gałązce oliwnej. Mija chwila, po czym na ekrany powraca reklama płatków owsianych. Wokół młodej kobiety zebrał się tłum gapiów, który jak gdyby za pstryknięciem magicznego kciuka, rozszedł się wraz z końcem audycji. Na twarzach ludzi malowała się paleta barw: od wyraźnego zakłopotania, poprzez niedowierzanie, aż do zdumienia. Pomimo strat, jest to jeden z najlepszych ruchów, jakie rebelianci mogli wykonać. Dwa obozy wkroczyły na niebezpieczną ścieżkę igrania z rzeczywistością. Broń nuklearna, samoloty bezzałogowe, zmechanizowani żołnierze, hakerstwo. Ta wojna miała być pierwszą taką i wszystko wskazywało na to, że ostatnią.
   Dziewczyna wciąż wpatrywałaby się w te kolorowe reklamy, gdyby nie wyrwało ją z potoku przemyśleń, pikanie telefonu. Główny dowódca rebeliantów Apostus nie ukrywając zadowolenia, oznajmił, że wszystko poszło zgodnie z planem i misję można uznać za udaną, jednak Megan postrzegała to wszystko inaczej; oczyma wyobraźni widziała jak Marcus detonuje ładunek niszcząc fabrykę zła i terroru. Rozbija się na atomy, tracąc materialność. Od tamtej chwili nie dzielił ją wcale duży odstęp czasu, jednak ona wiedziała, że dawnej Megan już nie ma, umarła, gdy przez budynek przetoczył się huk. Jej świat zniknął, a w popiołach powstała nowa istota — narodził się huragan. Takie właśnie postanowiła przybrać imię. Dzikie. Nieokiełznane. Nieposkromione. Dlaczego akurat te? Bo tylko ono idealnie odwzorowywało jej dusze i to, co się w niej dzieje. Huragan tworzy się, gdy woda w akwenie staje się coraz cieplejsza, uderza szybko i niespodziewanie, zabierając ze sobą setki ofiar. I tak właśnie była, gdy zaczynało robić się gorąco, starała się niszczyć wszelkie przeszkody za wszelką cenę; jak huragan; jak bestia.

1 komentarz

  1. Trochę nie w moim klimacie (manga, anime), ale i tak mi się podobało!
    Pisz więcej, bo takie blogi powinny być doceniane, jak te wattpadowskie gnioty... (albo inne wypociny Michalak)

    Piłka

    OdpowiedzUsuń

© Agata for Wioska Szablonów