Wszyscy boimy się zapomnienia

  Czas jest zbiorem wydarzeń trzymającym w ryzach całe nasze istnienie, bezsprzecznie stopuje historie, żeby nie wydarzyła się cała w jednej chwili. Mówią, że czasu nie można kupić, ale jednak zatrudniamy ludzi, by tracili go na kasach, w szkołach, w trakcie trwania wojny. To właśnie największa waluta, jaką możemy się posługiwać. My dzieci sekundowego wymiaru staramy się mieć go coraz więcej. Chwytamy łapczywie każdą chwilę, jaka wpadnie nam w ręce, nie zastanawiając się nawet, czy jest to godne. Nasze lata na Ziemi są policzone i nikt w formie organicznej nie będzie żył wiecznie. Po tak długim czasie naszego rozwoju wciąż znajdujemy się w tym samym punkcie odniesienia. Podobnie, jak nasi przodkowie polujący na mamuty, wciąż nie wiemy, gdzie jesteśmy, czym jesteśmy oraz czy na pewno jesteśmy? To niezwykle frustrujące, trwać na Ziemi przez tę jedną chwilę, tylko po to, by nie dowiedzieć się nic sensownego. Mało komu udało się zapisać złotymi literami w historii, a tym, którym się udało, wciąż pozostaje niepewność co do tego, czy aby na pewno tak pozostanie. Einstein uchodzący teraz za geniusza może okazać się w przyszłości jedynie głupcem; Platon i jego idee mogą zostać zbesztane z błotem, a Aleksander Wielki może zostać zawstydzony przez potężniejszych zdobywców... Co jednak sprawia, że wciąż się o nich słyszy? Co takiego daje im rozgłos pomimo tego, że ich osiągnięcia nie robią już takiego wrażenia? Miara. Przykłady pokazane powyżej są na razie niepodważalne, jednak w historii pojawiały się jednostki, których osiągnięcia zostawały przebijane. Działo się to jednak po tym, jak oni sami tego dokonali, a co za tym idzie, zostali jedynie wyprzedzeni, a nie wyeliminowani z zawodów. Gdy biegacz pokonuje wyznaczony dystans myśli tylko o rywalach, z którymi przyszło mu się zmierzyć, a nie z tymi, którzy w przyszłości spróbują pobić jego rekord. Dzięki temu zaraz po przecięciu linii mety zwalnia i traci rozpęd, co uniemożliwia dalsze zwycięstwa, zostaje przegoniony przez nowych, silniejszych rywali. Tak dziki rozmach jest wzorowany na prawach natury, gdzie każda słabość jest wykorzystywana, a przeżywają jedynie najsilniejsi.
  Naturalny porządek, czy właściwie możemy go przestrzegać, gdy jesteśmy tak różni od wszystkiego dookoła? Czym jesteśmy, żeby kwestionować tak potężną zasadę? Trudno zdefiniować uczucia, gdy spoglądamy w lustro i zastanawiamy się nad naszym sensem. Z jednej strony, to wdzięczność, za życie, które przypadło nam w udziale. Z drugiej zaś niewyobrażalny żal i smutek za ojczyzną, której nie znamy. Niektórzy wierzą, że w świecie poukrywane są wskazówki od boga lub wcześniejszych cywilizacji i wystarczy dobrze się rozejrzeć, żeby to dostrzec. Jednak, co jeśli te przekazy zaginęły na przestrzeni czasu, gubiąc się w jego meandrach? Przez głupi przypadek moglibyśmy nigdy nie poznać skarbów w Dolinie Królów. Zakopane pod tonami złota pustyni, relikwie dawnych lat wciąż czekały, aż zostaną znalezione. Gdyby nie pasterz i jego zgubiona owca, do dziś śnilibyśmy o salach ociekających złotem z czasów świetności starożytnego Egiptu. Te przypadkowe linie stykające się w odpowiednim momencie definiują nasze życie. Niektórzy nazywają to losem, szczęściem, fatum, a jeszcze inni bogiem, jednak jakby tego nie nazwać jest to siła zrodzona dawno przed nami, która będzie tutaj również na długo po tym, jak stąd odejdziemy. Żyjemy w wielkich, organicznym zegarze nieubłaganie przesuwającym wskazówki. Cyferblat, na którym stoimy, wciąż chwieje się zrzucając najsłabsze jednostki w wir zapomnienia. Ten, kto stara się zatrzymać jego bieg, również wypada. Jedyne co możemy zrobić, to poddać się temu szalonemu spektrum wydarzeń i nauczyć się odczytywać z niego odpowiednie rozwiązania.
  Zapomnienie jest jak fala okrywające wzniesione z piasku zamki. Oczyszcza przeszłość, dając podwaliny na nowe, lepsze jutro. Mimo iż to prastary krąg, jest w tym coś, co nas przeraża. To wizja zatracenia własnego zamku, dziedzictwa pozostawionemu ludzkości. Każdy dokądś zmierza, nawet jeśli nie zna celu. Nieświadomie płyniemy w stronę portu zwanego pamięcią i jego alternatywnego końca. Jest to droga, która w trakcie swojego biegu może przybrać totalnie odwrotny kurs od zamierzonego. Zawsze, gdzie pojawia się czynnik ludzki, trzeba uwzględnić zmienną. Zrozumienie i zaakceptowanie tej drogi narzucanej przez wszechświat może uczynić nas choć przez chwilę szczęśliwymi, jednak czy jest w stanie zagwarantować nam nieśmiertelność? To jest względne, bo każdy postrzega wieczność w innym znaczeniu. Dla jednego będzie to oczekiwanie na wizytę u dentysty, dla drugiego czas do końca istnienia wszechświata, jednak jakby tego nie nazwać, jest to bliżej nieokreślona miara bez głębszych symboli. Zatracenie na kartach historii przypada w udziale miliardom ludzi, a jedynie wyjątkowe jednostki są w stanie pozostawić po sobie niezmywalną, kamienną fortecę. To osoby tak różne, jak czterolistna koniczyna w gąszczu przeciętnych sióstr. Niektórzy zwykli je nazywać „Pierwotnymi Duszami”. Terminologia ta wzięła się od stwierdzenia, że wraz ze zrodzeniem świadomości zachowujemy coś na miarę zadania do wykonania. To dar, siła, którą można przekuć do czynienia dobra, jak i zła. To powinność, prastary głód ciągnący nas do granicy człowieczej natury. Ludzi obdarzonych zdolnością zmieniania świata można poznać po ich nietuzinkowości. Są indywidualistami i nie boją się przyznać do błędu. Pierwotne Dusze, często mylone są z psychopatami, którzy to są projekcją wynaturzenia naszych jaźni w formie skrajnie zwierzęcej. Zawierają w sobie pewien nieznośny paradoks, z jednej strony są świetnymi manipulatorami ludzkich uczuć, z drugiej zaś, nie potrafią zrozumieć ich potęgi. Życie dla nich ma małą wartość, jednak przejawiają najbardziej ludzką cechę, strach przed zapomnieniem. Psychopaci robią wszystko, żeby tylko zostać zapamiętanym, pną się za wszelką cenę po drabinie kariery. Ten strach jest mostem łączącym wszystkich ludzi, jednak od tysiącleci popełniamy ten sam błąd. Możemy raz na zawsze zniszczyć zapomnienie, tylko wtedy, gdy zrobimy to razem. Wspólnie, jako jedna pięść mamy moc miliona Pierwotnych Dusz. Możemy zmienić wszystko, co tylko chcemy, jednak wpierw musimy zwalczyć nasz wewnętrzny egoizm, który sprawia, że nie jest to możliwe. Indywidualne przetrwanie po organicznej śmierci graniczy z cudem, dlatego warto pomyśleć, jak mrówki. W sposób zbiorowy zagwarantować sobie wysokie miejsce w legendzie wszechświata. Nie jest to możliwe bez jednostek wybitnych. Powoli zaczynamy rozumieć smutną prawdę, że więcej jest psychopatów niż Pierwotnych Dusz, które powoli zaczynają znikać z tego świata. Na szczęście, póki wciąż możemy dostrzec ich obecność, powinna nadejść w nas refleksja, co się stanie, gdy ich zabraknie?
  Tak naprawdę dobro i zło staje się niczym, gdy wszystkie światła gasną. W obliczu nieuchronnego końca cały wszechświat okazuje się jedynie pustą teorią, którą z łatwością można obalić. Nasz strach, wszystkie troski zdają się jedynie gwiezdnym pyłem zawieszonym gdzieś w niebycie. Wszyscy jesteśmy zarażeni tą prastarą chorobą, która nieuchronnie prowadzi nas, twory ze szkła i łez, do końca ziemskiej drogi. To życie, najstarszy wirus świata. Zamknięci w ludzkich powłokach zbyt krótko żyjemy, by zrozumieć przynajmniej połowę ze świata, który nas otacza. Każdy rodzi się z tym samym pytaniem na ustach. Nasza niewiedza nie jest niczym złym, to naturalny proces. Wraz z naszą ewolucją, będziemy się coraz bardziej rozwijać, by zrozumieć więcej i więcej czynić. Dziś już nikt nie stawia pomników, ale dlaczego? Bo są zbyt kosztowne? Bo łatwo je zburzyć? Nie, ponieważ nie mają racji bytu. W ciągle zmieniającym się świecie jedynie cyfrowa strefa jest w stanie zagwarantować nam jako taką nieśmiertelność. Z chwilą, gdy naukowcy odkryją sposób, jak połączyć ten bezkres z naszymi umysłami, staniemy się bogami i na zawsze zostaniemy wyleczeni z życia. Ta wizja, choć piękna, po pewnym czasie może stać się naszym więzieniem gorszym niż ciała z węgla. Powinniśmy się strzec wyzbycia naszej natury, bo wtedy już nic nie będzie odróżniać nas od sztucznej inteligencji. Serca, które biją w naszych piersiach, budują naszą przyszłość z każdym uderzeniem. Ból uświadamia nam, co oznacza przegrana. Miłość to coś, czego nie wyrazimy zero jedynkowym kodem. Nie możemy istnieć, musimy żyć.
  Ktoś kiedyś powiedział, że tracimy tylko czas, starając się zmienić świat, bo on zmienia się samoczynnie. Jest to brednia stworzona przez tchórzliwego człowieka, który nie miał na tyle odwagi, by się zbuntować przeciwko eterowi. To prawda, prędzej czy później umrzemy, jednak nie jest to ważne, jak to zrobimy, najważniejsze jest to, co po sobie zostawimy. Gdyby nie te ten strach przed zapomnieniem, nie znalibyśmy dziś idei Platona, okrutnych podbojów Aleksandra Wielkiego i nie zrozumielibyśmy tak świata, jak dzięki Einsteinowi. To dowodzi teorii, że wszyscy jesteśmy jedynie sumą wszystkich naszych strachów; tego, z czym walczymy i dzięki czemu walczymy. Każdy z nas może stać się Pierwotną Duszą zdolną do przeciwstawiania się ludziom pogodzonym ze swoim losem. Naszym zadaniem jest rozbudzić tę pasję do życia i walki we wszystkim tworze uniwersum. Jesteśmy tylko niewolnikami w naszych białkowych ciałach, zbyt wątłymi, by w pojedynkę walczyć z całym wszechświatem. Jednak razem, wspólnie stanowimy jedną falę nad spienionym wybrzeżem przyszłości. Możemy zalać świat nowymi ideami, pomysłami, możemy pozostawić ślad po sobie. To wszystko jest osiągalne, gdy jesteśmy razem, nie jako ludzie, tylko jako dusze, tak pierwotne, jak sama natura. Żyjemy w jedności, a wszechświat pomiędzy nami, to jedynie teoria, kolejne puste założenie, więc nie lękajmy się go obalić. Nie patrzmy na ograniczenia, nie bójmy się na nowo nazywać słońca i gwiazd, bo to jest nasz czas. Nasz czas, by błyszczeć i eksplodować siłą supernowej pomiędzy surową próżnią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata for Wioska Szablonów